"Brat króla, przyjaciel
księcia, towarzysz żebraka…
jeśli mason."
Kilka tygodni temu ukazało się polskie tłumaczenie „Zaginionego symbolu” Dana Browna. Kilka dni później był już dostępny w polskich księgarniach w Nowym Jorku. Po publikacji „Kodu Leonarda da Vinci” autor zapowiedział, że jego kolejna książka będzie poświęcona najstarszej, tajnej i sekretnej organizacji - czyli wolnomularstwu, co natychmiast spowodowało lawinę spekulacji na temat sekretów masońskich, które Dan Brown zamierza ujawnić. Obecnie, w związku z pojawieniem się na rynku księgarskim tej długo oczekiwanej pozycji, dyskusje o masonerii odżyły na nowo. I wrócą w najbliższej przyszłości, bo adaptacja filmowa tej książki przewidziana jest na rok 2012.
Czy wolnomularstwo rzeczywiście jest tajne i posiada jakieś wyjątkowe tajemnice, skrywane przed oczami tych, którzy nigdy nie przekroczyli progu masońskiej świątyni?
Polski autorytet w sprawach wolnomularskich, profesor Ludwik Hass, po wizycie w Stanach Zjednoczonych, rozpowszechnił w Polsce popularne w Ameryce powiedzenie, że jedyną tajemnicą wolnomularstwa jest to, że nie posiada żadnych tajemnic. Ale, czy faktycznie tak jest i czy zawsze tak było?
Początki wolnomularstwo giną w dawnych dziejach. Jeśli wierzyć masońskim legendom, dzisiejsi wolnomularze wywodzą się od budowniczych zatrudnionych przez króla Salomona (około 1000 lat przed Chrystusem), którzy pracowali przy wznoszeniu świątyni poświęconej imieniu Boga, a popularnie zwanej świątynią Salomona.
Do naszych czasów zachowała się spora liczba rękopisów odnoszących się do budowniczych średniowiecznych katedr, natomiast źródeł stricte masońskich z tych czasów właściwie nie posiadamy. Najstarszy dokument, a właścwie kopia znacznie starszego oryginału, to spisany przez anonimowego wolnomularza, słynny Regius manuscript, powszechnie datowany na rok 1390, chociaż najnowsze badania chemiczne inkaustu, jakiego użyto do jego napisania, datują tę zachowaną kopię na rok 1410. Utwór jest rymowany, prawdopodobnie żeby łatwiej go było zapamiętać i przypomina o obowiązkach jakie musi wypełniać członek cechu kamieniarzy. Nie odkrywa żadnych tajemnic, ale wolnomularstwo posiadało wóczas swoje
tajemnice i były to
tajemnice przede wszystkim zawodowe. Tych tajemnic, masoni strzegli jak oka w
głowie.
Żyjący w pierwszej
połowie XIX wieku niemiecki professor Franz Theodor Kudler w swojej
„Historii sztuki” pisze – powołując się na średniowiecznego
kronikarza - że w 1099 w Utrechcie, w czasie wznoszenia
kościoła, mistrz masoński zamordował prałata.
Ksiądz zaprzyjaźnił się z synem owego mistrza i
wydobył od niego sekretne, zawodowe informacje na temat stawiania
fundamentów. Kiedy ojciec dowiedział się, że jego syn
wyjawił księdzu technikę budowania fundamentów, wówczas
zamordował tego ostatniego.
Średniowieczni
wolnomularze stanowili bardzo specyficzną grupę w kastowym
społeczeństwie feudalnym. Pozostawali całkowicie na
zewnątrz wasalnej struktury wieków średnich. Kandydat na masona
musiał być człowiekiem wolnym, nie będącym w stosunku
jakiejkolwiek zależności od rządzącego suwerena. Ludzie ci,
mieli prawo swobodnego przemieszczania się z miasta do miasta i z
królestwa do królestwa, co w owych czasach było rzeczą
wyjątkową, zwłaszcza dla tych, którzy nie należeli do stanu
rycerskiego.
Strzeżenie tajemnic swojej
profesji zapewniało średniowiecznym budowniczym wysokie dochody.
Wielokrotnie w średniowieczu próbowano złamać ich budowlany
monopol, co kończyło się masońskim strajkiem. I były
to chyba pierwsze strajki robotnicze w historii. Solidarność
wolnomularzy sprawiała, że zarówno biskupi, rajcowie miejscy jak i
książeta godzili się w końcu na ich stawki. Oprócz tajemnic
związanych ze swoją profesją, średniowieczni wolnomularze
posiadali także pewne sekretne znaki, które pozwalały rozpoznać
członka cechu od oszusta.
Wstępujący do cechu
kandydat oprócz tego tego, że musiał być wolnym
człowiekiem, zostawał po latach - jeśli jego talent i
pracowitość mu pozwały - wolnym raz jeszcze, a
właściwie zostawał wyzwolnym od zobowiązań wobec
swojego mistrza i jako czeladnik, mógł wędrować po świecie
w poszukiwaniu chleba, zatrudniając się w innych warsztatch, z
nadzieją, że kiedyś sam zostanie majstrem cechowym.
Pewne uniwersalne w
środowisku, a skryte dla postronnych, znaki i hasła pozwalały mu
uzyskać w nowym warsztacie akceptację, jako pełnoprawnemu
masonowi. Jeśli w danej miejscowości nie było dla niego pracy,
mistrz warsztatu był zobowiązany zapewnić mu dach nad
głową i wyprowiantować na dalszą wędrówkę. Z
powodu tych sekretnych haseł i znaków, przez całe stulecia
posądzano wolnych mularzy o najróżniejsze herezje.
W początkach siedemnastego
wieku władze kościelne Szkocji zarządziły śledztwo,
które miało zdemaskować sposób, w jaki wolnomularze rozpoznają
się wzajemnie w tłumie, chociaż nigdy przedtem się nie
widzieli. Śledczym w sutannach nie udało się złamać
masońskiego kodu, ale w konkluzji swego raportu stwierdzili, iż musi
to być sposób z piekła rodem, chociaż nie odważyli się
oficjalnie oskarżyć wolnomularzy o herezję i konszachty z
Belzebubem.
Po klęsce wypraw
krzyżowych i po zniszczeniach jakie wywołaly kolejne epidemie, Europa
zaczęła popadać w ruinę. W tym samym czasie wolni mularze
zaczęli tracić swoją uprzywilejowaną pozycję.
Mówiąc dziesiejszym językiem, zaczynało brakować bogatych
inwestorów, a tania cegła coraz częściej zastępowała
drogi granit i marmur.
Wynalazek druku sprawił,
że wiedza, nawet ta zastrzeżona dla wolnomularzy, stała się
powszechnie dostępna, a wraz z nią tajemnice cyrkla i węgielnicy
stały się udziałem wielu. Wolnomularze potrafili zachować swoje
cechowe struktury, zwyczaje oraz obrządek, ale ich społeczna pozycja
została podkopana przez robotników, którzy nie należeli do bractwa.
Wydawało się, że koniec renesansu będzie również
końcem uprzywilejowanej pozycji cechowego wolnomularstwa w tej formie, w
jakiej istniało w średniowieczu. I prawdopodobnie tak by się
stało, gdyby nie krwawe wojny religijne, które przetaczały się
przez Anglię w drugiej połowie XVI i przez cały XVII wiek.
Chociaż polskiemu czytelnikowi prawdopodobnie niemiecka wojna trzydziestoletnia
wydaje się najdłuższym i najbrutalniejszym konfliktem religijnym
ówczesnej Europy, to jednak religijne waśnie korony brytyjskiej były
znacznie okrutniejsze i trwały prawie dwa wieki.
Wydobywane z grobowców
szczątki religijnych oponentów lądowały na gnojowiskach i nie
było to nic wyjątkowego, alianse zmieniały się co
chwilę. Różne odłamy protestantyzmu mordowały sie nawzajem,
łacząc się w nienawiści do Kościoła katolickiego.
W czasach gdy do władzy doszedł Oliver Cromwell, szkoccy protestanci
zawiązali sojusz z irlandzkimi katolikami (!) przeciwko władzy Lorda
Protektora. Dwa lata po jego śmierci, odbył się nad nim
sąd, a jego zwłoki wykopano i dokonano symbolicznej egzekucji jego
szczątków w rocznicę ścięcia króla Karola I.
W tych brutalnych i niepewnych
czasach, nastąpił niezwykły rozkwit wolnomularstwa. W jego
szeregi zaczęło wstępować coraz więcej tak zwany
wolnomularzy uznanych lub jak niektórzy wolą – akceptowanych. Wolnomularze
uznani pochodzili najcześciej z klasy artykratycznej lub szlacheckiej, ale
sporo było wśrod nich bogatych mieszczan i duchowieństwa.
Ludzie ci przechodzili przez
kolejne stopnie wtajemniczenia, otrzymywali prawa członka cechu,
chociaż nie parali się pracą fizyczną. Powszechnie
sądzi się, że loże masońskie w tych czasach
zaczęły przyjmować członków, którzy praktycznie nie
kwalifikowali się żeby należeć do cechu, gdyż
potrzebowały ustosunkowanych i bogatych sprzymierzeńcow, aby
utrzymać swoją pozycję. Ale, czy rzeczywiście loże
potrzebowały aż tak dużej liczby wpływowych i
zamożnycyh sponsorów? Czy może raczej brytyjska szlachta i
zamożni mieszczanie szukali oparcia w lożach wolnomularskich,
płacąc za to dość pokaźne sumy?
Wolni mularze od
zamierzchłych czasów byli ludźmi wierzącymi, a ich statuty
zakazywały waśni religijnych. Wolnomularz wędrujący z
królestwa do królestwa miał obowiązek przyjąć religię
tego władcy, w którego królestwie w danej chwili się znajdował.
Ta oportunistyczna postawa zapewniała bezpieczeństwo członkom
cechu i ułatwiała zdobycie pracy.
W jednej z prac, opublikowanych
parę lat temu, w annałach najstarszej loży naukowo-badawczej
„Czterech koronowanych męczenników” nr 2076 w Londynie, autor sugureje,
że masowe wstępowanie „dżentelmenów” do lóż wolnomularskich
w siedemnastowiecznej Anglii było powodowane względami osobistego
bezpieczeństwa. Znając sekretne hasła i znaki, taki uznany
wolnomularz mógł poruszać się bezpiecznie po wszystkich krainach
korony brytyjskiej, zatrzymując się u mistrzów lóż
wolnomularskich, którzy byli zobowiązani udzielić mu pomocy i
wyprawić w dalszą bezpieczną drogę bez względu na to,
jaką religię wyznawał, podając mu adres kolejnej loży
masońskiej, gdzie będzie mógł się schronić albo której
członkowie mogą wystąpić w jego obronie i
poświadczyć tożsamość.
* * *
Wiek siedemnasty, oprócz wojen
religijnych, zaznaczył się w Europie również jako okres
wielkiego ferment intelektualnego. To wiek, w którym postęp naukowy
renesansu splótł się z zabobonem, religią i fantasmagoriami
najczystszej wody. Z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć,
że zatarła się wówczas granica między naukowcem,
szarlantanem i fantastą. Zaczęły się mnożyć jak
grzyby po deszczu tajne stowarzyszenia, które deklarowały, że
znają sekretną recepture kamienia filozoficznego, tego cudownego
wynalazku naukowego, okraszonego szczyptą religi i paroma magicznymi
zaklęciami, który miał umożliwić śmiertelnikowi
zamieniać każdy metal w złoto, a także zapewnić
młodość i zdrowie.
Poważni naukowcy
zaczęli się na serio zajmować alchemią, żydowską
kabałą, czarną i białą magią, wstępować
do Różokrzyżowców, a także kokietować loże
masońskie, licząc, że każde tajne stowarzyszenie posiada
cały albo chociaż tylko część tego najważniejszego
sekretu i w końcu być może strzępy tych tajemnic dadzą
się w końcu ułożyć w magiczną całość,
obdarzając człowieka nadprzyrodzoną siłą,
władzą wręcz boską, a na pewno większą od tej,
jaką zapewnia berło i miecz.
Wolnomularstwo znane z tego,
że posiadało swoje sekrety, znalazło się w związku z
tym pod silną presją intelektualnej elity siedemnasto- i
osiemnastowiecznej Europy. Legendarne sekrety wolnomularzy również
mogły być przyczyną, że stało się tak popularne w
kręgach znudzonej arystokracji i wśród odwiecznych poszukiwaczy
cudownej recepty na nieśmiertelność.
Z końcem XVII i na
początku XVIII w. ogromny napływ do lóż kandydatów
wywodzących się z elitarnych kręgów korony angielskiej
doprowadził do wyodrębnienia się z tradycyjnego wolnomularstwa
operatywnego nowej jakościowo grupy, tak zwanych wolnomularzy
spekulatywnych, którzy w 1717 roku założyli w Londynie pierwszą
Wielką Lożę, składającą się początkow z
czterech lóż spekulatywnych, których członkowie zbierali się w
czterech różnych tawernach Londynu. W najwyższych władzach tej
pierwszej wielkiej loży zasiadali: księgarz, stolarz i wojskowy w
randze kapitana, ale w ciągu następnych kilku lat wielkimi mistrzami
zaczęli zostawać arystokraci angielscy z najbardziej znanych rodów.
Juz w 1723 r. James Anderson,
autor „Konstytucji”, czyli zbioru praw, regulacji podań wolnomularskich
nazwał wolnomularstwo sztuką królewską. Istnieją
naróżniejsze spekulacje dlaczego rytuał i nauczania wolnomularskie
urosły do rangi sztuki i to sztuki królewskiej! Na pewno nazwa ta,
dodawała splendor, ale jest również faktem, że była to do
tej pory jedyna organizacja cechowa, do której zaczęły
wstępować koronowane głowy. Jednym z pierwszym był, jak
nazywano go w Szkocji i Irlandii, King Billy, czyli William III, który do
loży wstąpił w roku 1693. Pochodzenie tej nazwy wiązano
również z domem Stuartów, którzy po ucieczce do Francji starali się
wykorzystać loże wolnomularskie do odzyskania korony angielskiej. A
może rodowdu tego określenia należy szukać w Piśmie
świętym, które przez stulecia inspirowało wolnomularskie nauki?
Św. Jakub w swoim liście wyraził jedną z najważniejszych
zasad i nauk masońskich: „Jeśli przeto zgodnie z Pismem
wypełniacie królewskie prawo: Będziesz miłował
bliźniego swego jak siebie samego, dobrze czynicie.”
Czcigodny Krzysztof Winnicki
(Powyższy artukuł ukazał się w Kurierze Plus z 17 lipca 2010 r.